Cancun

This slideshow requires JavaScript.

W Cancun nie można się nudzić. Samo miasto składa się jakby z dwóch, zupełnie różnych od siebie, części. Jedna część to meksykańskie miasto, gdzie mieszkają ci, którzy znaleźli zatrudnienie w drugiej “części” miasta, czyli kurortu dla spragnionych wypoczynku turystów. Odnoszę wrażenie, że 90% turystów nie wie nawet o istnieniu “części mieszkalnej” Cancun. Prosto z lotniska turyści przywożeni są do jednego z kilkudziesięciu hoteli położonych malowniczo na mierzei, praktycznie jeden obok drugiego. I tam spędzają czas urlopu, albowiem wiele z hoteli oferuje tzw. All Inclusive, czyli pełne wyżywienie (z alkoholami włącznie), gamę sportów wodnych, wieczorami muzyczne rozrywki, a wszystko na terenie hotelowym. Drinka można się napić nie wychodząc z basenu, bo barek jest tak umiejscowiony, aby było wygodnie dla spragnionego turysty. Znam wiele osób, które nie wyszły “za bramę” hotelu przez cały czas pobytu na wakacjach. Po co wychodzić skoro wszystko jest na miejscu i na dodatek wliczone w cenę pobytu w hotelu? My nie lubimy tego typu wypoczynku, więc wybraliśmy hotel, który spodobał nam się na zdjęciach zamieszczonych w Internecie, bez żadnych zobowiazań odnośnie posiłków na miejscu. Dla naszej wygody często chodziliśmy na śniadanie do hotelowej restauracji, ale pozostałe posiłki spożywalismy codziennie w innym miejscu. Wiedzieliśmy, że nie będziemy spędzali czasu na plaży, chociaż takiego delikatnego piasku o strukturze “mąki” nie spotka się chyba nigdzie indziej. Jest ogromną przyjemnością stąpanie po piasku na plaży, który jest delikatny jak pyłek, a równoczesnie nagrzany przez słońce karaibskie, które naprawdę nie chowa się zbyt często za chmury na miejscowym, błękitnym niebie. Wypożyczony na miejscu samochód (“Garbus” – z sentymentu do tego modelu, którym kiedyś jeździłem w Posce), odbył sporo podróży po bliższej i dalszej okolicy. Jeżdżąc często po bezdrożach Jukatanu zrozumiałem dokładnie znaczenie często używanego zwrotu w Polsce – “ale Meksyk”. Tutaj to kierowca jest panem i władcą. Czerwone światła na skrzyżowaniu nie są żadną przeszkodą do przejechania przez te skrzyżowanie, oczywiście przy wtórze klaksonów używanych przez kierowcow, którym się wydawało, że zielone światło na ich drodze upoważnia do dalszej jazdy…. Kilka razy mieliśmy okazję dojechać do skrzyżowania dróg, których nie było na mapach będących w naszym posiadaniu. Ale od czego jest “nos” kierowcy. Zawsze dojechaliśmy tam gdzie zamierzaliśmy (niekoniecznie było to drogą, którą wcześniej zaplanowaliśmy!). Chociaż nasz wypożyczony samochód miał tylko 1000 mil na liczniku, nie działało w nim wiele rzeczy, włącznie z klimatyzacją, która musiała się właśnie popsuć, bo jeszcze wczoraj – według zapewnień agenta w wypożyczalni – działała znakomicie! Taki pech turysty…. Pomiędzy hotelami „ciągnącymi się” na przestrzeni chyba 20 kilometrów kursuja prawie non stop autobusy, które zatrzymują się na każde żądanie pasażera. Kilkakrotnie mieliśmy okazję wracać wieczorową porą takim autobusem do “naszego” hotelu i musimy przyznać, że określenie “wesoły autobus” to za mało, gdyż turyści z różnych krajów potrafią naprawdę dostarczyć wiele rozrywki, szczególnie gdy są pod wpływem alkoholu, którego cena w Meksyku jest naprawdę niska. Szczególnie grupy młodych kobiet “na rauszu” dostarczają wiele rozrywki i uatrakcyjniają (w pełnym tego słowa znaczeniu) jazdę “wesołymi autobusami”. Cierpliwość i ogromne poczucie humoru miejscowych kierowców autobusowych jest godne największej pochwały. Śmiało można stwierdzić, ze urlop w Cancun zawsze będzie miłym wspomnieniem z wakacji w Meksyku (nawet dla tych, którzy nie zobaczą ani jednej piramidy przez cały czas pobytu na Jukatanie).

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *