„Alaska, stan USA w północno-zachodniej części Ameryki Północnej, nie posiadający bezpośredniego połączenia lądowego z główną częścią Stanów Zjednoczonych.Graniczy od wschodu z Kanadą, a od zachodu przez Cieśninę Beringa z Rosją. Dominują góry i wyżyny; szczyt Mount McKinley (6194 m n.p.m.) jest najwyższym punktem Ameryki Północnej; liczne stożki wulkaniczne. Do terytorium należą też Aleuty. Ma największą powierzchnię i najmniejszą gęstość zaludnienia wśród stanów USA” Taki opis Alaski można znaleźć na stronie Wikipeda.pl. Ale nie to skłoniło mnie do odbycia podróży w tym kierunku, a naciski żony, która chciała tam sie wybrać już od wielu lat. Zimno i daleko od domu, to argumenty, które przez jakiś czas pozwalały mi na planowanie urlopów w cieplejszych zakątkach świata. Jednak w tym roku podjęliśmy decyzję i popłynęliśmy z Holland America (z Seattle) oglądać lodowce – i nie tylko. Co można zobaczyć w tak krótkim czasie? Okazuje się, że sporo, a już na pewno nabrać pewne wyobrażenie o Alasce i dojść do wniosku (tak jak my), że trzeba tu jeszcze powrócić, bo Alaska jest dość rozległa i ma wiele do zaoferowania. ” Wiele lat przed pojawieniem się Europejczyków, żyły tam plemiona Indian. Pierwsi Europejczycy pojawili się w czasie trwania Gorączki Złota (lata 50. XIX wieku – lata 70. XIX wieku) poszukując odnogi żyły złota Klondike. 18 listopada1880 roku dwaj mężczyźni wyznaczyli obszar 160 akrów (64 ha) na zabudowę miasta. Miasto powstało z obozu górników w roku 1881. W roku 1906 Juneau zostało stolicą stanu Alaska (wcześniej stolicą było miasto Sitka). W roku 1977 do rurociągu naftowego Transalaskańskiego przyłączono Juneau”. Tyle o samym mieście w Wikipedii. A dla nas od razu problem, gdyż trudno było podjąć decyzję jaką wziąć wycieczkę, a było z czego wybierać (49 propozycji). Zdecydowaliśmy się na lot samolotem, który startuje i ląduje na wodzie, ponad lodowcami, których niemało jest w tej okolicy. Wybór okazał się „strzałem w dziesiątkę”, bo widoki były naprawdę niezwykłe. Ze stosunkowo niewielkiej wysokości lodowce były „na wyciągnięcie ręki”, a ponieważ każdy pasażer ma zagwarantowane miejsce przy oknie, wiec mnóstwo zdjęć i film były plonem tego prawie godzinnego lotu. Każdy z 10 pasażerów samolotu ani na chwilę nie wypuszczał sprzętu fotograficznego z ręki, a „klikanie” aparatów prawie zagłuszało warkot samolotu. Bardzo ważnym atutem była dobra pogoda, a przez to dobra widoczność „z góry”. Zobaczyć na własne oczy lodowiec to na pewno dużo większe przeżycie niż film w telewizji (nawet najlepszej jakości). Samo miasteczko jest niewielkie i nie ma specjanie dużo atrakcji do zaoferowania turyście, ale na pewno warto wjechać kolejką linową na Mt. Roberts, aby zobaczyć miasto z wysokości prawie 600 m.npm. Nie można też przeoczyć okazji, aby spróbować smaku piwa „Alaska”, które w miejscowym browarze warzone jest w kilku odmianach i smakach. Mnie najbardziej przypadło do smaku „White”. „Glacier Bay to park narodowy położony w południowo-wschodniej części stanu Alaska w Stanach Zjednoczonych, słynący z formacji lodowców. Park został utworzony w 1980, na powierzchni 13 287 km˛. Inicjatorem powstania parku w tym miejscu byů sůynny przyrodnik John Muir, który przybył na Alaskę w rejon Zatoki Lodowców w 1879 r.” (Wikipedia) Tymrazem nie schodziliśmy na ląd, ale statek podpłynął na odległość kilkuset metrów do skraju lodowca, który mogliśmy podziwiać z naszej werandy „jak na dłoni”. Wokół statku pływały dość duże kawałki kry i nie mogliśmy się nadziwić, że może być tutaj tak głęboko, skoro duży statek pasażerski może podpłynąć do brzegu na tak małą odległość. Znów nikt nie wypuszczał z rąk aparatu fotograficznego czy kamery, bo było co podziwiać i na pewno trzeba to „utrwalić” dla ponownego obejrzenia w zaciszu domowym. Kolejnym portem w naszej podróży była Sitka, położona na wyspie Baranowa, w archipelagu wysp Aleksandra. „Miasto i równocześnie gmina na Alasce. Miasto zostało założone jako baza handlu futrami na polecenie rosyjskiego kupca Aleksandra Baranowa jako Nowoarchangielsk, w 1808 roku Sitka została stolicą rosyjskich posiadłości w Ameryce Północnej. Wcześniej, w październiku 1804 roku, miała tu miejsce bitwa o Sitkę w wyniku której Rosjanie odzyskali osadę, dwa lata wcześniej zdobytą przez Indian. W 1867 roku miasto wraz z całą Alaską zostało włączone do USA na mocy umowy podpisanej właśnie w Sitce przez przedstawicieli Rosji i USA. Funkcję stolicy Alaski pełniła jeszcze do 1906 roku, gdy administrację przeniesiono do Juneau”. Tak historię miasta podaje Wikipedia. I znów kolejny ból głowy. Zdecydowaliśmy się na wycieczkę dla amatorów fotografii. W małej grupie (7 osób + przewodniczka) objechaliśmy najładniejsze miejsca w okolicy. Nie udało nam się zobaczyć niedźwiedzia, ale za to widzieliśmy sporo orłów, które szybując nad nami nie przejmowały się tym, że chcemy im zrobić ładne zdjęcia. St Michael’s Russian Orthodox Cathedral nie można ominąć zwiedzając miasto, bo jest położona w samym centrum. Dość duży zbiór ikon ściąga tu turystów, a sama „Katedra” jest niewiele większa od wiejskiego kościółka w Polsce. Nie można też pominąć parku, w którym zgromadzono wiele Totemow. Duże problemy są z ich fotografowaniem, bo w parku jest dużo drzew, które skutecznie zasłaniają Totemy nawet z niedużej odległości. Warto jednak je zobaczyć bo są „częścią” miasta. Kolejny port to „Ketchikan – miasto na Alasce (USA ), na wyspie Revillagigedo w Archipelagu Aleksandra. Wyspy pierwotnie zamieszkane były przez ludy Tlingit i Kaigani Haida. Pierwszymi Europejczykami na wyspach byli w 1741 Rosjanie z wyprawy Vitusa Beringa i Aleksieja Czirikowa. W 1867 wraz z Alaską zostały sprzedane Stanom Zjednoczonym.”. Tyle informacji o tym mieście znaleźć można w Wikipedii. Samo miasto „nastawione” na turystykę. Dość dużą ilość różnorodych sklepów tuż obok portu gdzie zawijają statki wycieczkowe to chyba największy „atut” Ketchican. Tym razem ponownie zdecydowaliśmy się na lot samolotem (wodopłatem) startującym i lądującym na wodzie. Tu, na Alasce, gdzie ten rodzaj transportu jest dość powszechny trzeba z niego korzystać. Dla mnie to czysta przyjemność, a widoki z góry zawsze są warte podziwiania. Tym razem celem lotu była nieduża restauracja gdzie codziennie dowozili łodziami swieżo złapane kraby. Smak tych krabów na długo pozostanie mi w pamięci, jak również widok mnóstwa wysepek porozrzucanych dookoła Ketchikan. Patrząc z perspektywy czasu muszę powiedzieć, że wyjazd na Alaskę mogę zaliczyć do udanych i wiem na pewno, że jeszcze tu powrócę, bo przecież to co zobaczyłem, to tylko mała cząstka tego, co Alaska ma do zaoferowania dla turystów.
I just saved your website.