New Providence, Bahamas

This slideshow requires JavaScript.

Jakiś czas temu postanowiliśmy, że nigdy więcej nie pojedziemy (polecimy, popłyniemy) do Nassau na Bahamach. Samo miasto, ktόre jest nie tylko największym w całym archipelagu, ale rόwnocześnie stolicą Bahamόw położone jest na wyspie New Providence. Na zdjęciach w folderach dostępnych w wielu biurach podrόży wygląda wspaniale. W rzeczywistości na każdym kroku widać, że czasy świetności Nassau ma bardzo dawno poza sobą. Wszystkie ogrody wokόł licznych willi, pozostałości po angielskim kolonialiźmie, są zapuszczone i zdewastowane do granic możliwości matki natury. Sprόbujmy wyobrazić sobie nawet najpiękniejszy ogrόd wokόł domu, ktόry przez lata jest nietknięty przez ogrodnika. Tego nikt w przewodnikach nie umieszcza. Zdjęcia hoteli ładnie położonych na wyspie Paradise Island (Rajska wyspa), do ktόrych można przejść pokonując niewielki most łączacy je z New Providence, to wizytόwka Bahamόw. Zdjęcia nie oddają jednak całej prawdy, ktόra bardzo “rozmija się” z rzeczywistością. Jeśli chcesz tylko leżeć na piasku i opalać się – jest tam fajnie, ale jeśli chcesz przy okazji coś zwiedzić, zobaczyć – rzeczywistość “uderzy cię” nie tylko po kieszeni. Hotel, ktόry na zdjęciach umieszczonych w broszurach turystycznych wyglądał okazale, okazał się czymś tak paskudnym, że cieszyliśmy się z tego, że zabukowaliśmy go tylko na 3 noce (nie chcę być złośliwym, więc przemilczę jego nazwę). Dopiero trzeci pokόj (po zmianie na stanowcze nasze żądanie) okazał się w miarę przyzwoitym. Okna w żadym z “naszych” pokoi nie były w stanie pozostać zamknięte na dłużej niż kilkadziesiąt sekund. Na dworze temperatura powietrza powyżej 30 C, przy wilgotności prawie 100%, a klimatyzacja (bardzo głośna) nie była w stanie sprostać swoim zadaniom. Nic dziwnego, skoro szpary w oknach i drzwiach wejściowych były rozmiaru dłoni, ktόra mieściła się w nich bez problemu. Pomimo tych “złych początkόw” postanowiliśmy zwiedzić miasto i okolice. Ponieważ ruch jest tutaj lewostronny, zdecydowaliśmy się na skorzystanie z komunikacji miejskiej. Autobusiki kursują co kilka minut i zatrzymują się na każde żądanie. Raz daliśmy się oszukać. Wchodząc do autobusu podałem kierowcy banknot $10 licząc na to, że otrzymam resztę ($7). Kierowca z rozbrajającym uśmiechem na twarzy stwierdził, że nie ma reszty. Na moje stwierdzenie, że przed nami wsiedli inni pasażerowie i zapłacili mu rόwnież gotόwką, otrzymaliśmy taką samą odpowiedź – nie mam reszty. Każda nasza następna podrόż autobusem była opłacana dokładną sumą – ceną biletόw. Doskonale udało nam się dotrzeć w ciekawe miejsca (odludne) rowerami, ktόre wypożyczyliśmy na miejscu płacąc za nie prawie tyle samo co za wypożyczenie samochodu. Udało nam się (przez przypadek) trafić na miłych “miejscowych”, ktόrzy przedstawili nam w kilku zdaniach historię wyspy. Wiemy, że jako pierwszy europejczyk zjawił się tam w 1492 roku Krzysztof Kolumb. Wiemy, że przez nieurodzajne gleby przez ponad 150 lat wyspa była poza zainteresowaniem europejczykόw, ale w 1648 roku opanowali ją Anglicy i dzisiejsze Nassau miało wówczas nazwę Charles Town na cześć ówczesnego króla. Pόźniej inni europejczycy zdobywali i tracili władanie na wyspie, aż wreszcie w 1703 roku armada hiszpańsko-francuska zburzyła doszczętnie Nassau, a żołnierze splądrowali ruiny. Od tego czasu wyspa stała się rajem dla piratόw. Dzisiaj na Bahamach nie płaci się żadnych podatkόw dochodowych ani od zyskόw, stąd są rajem dla bankowcόw (albo raczej dla tych co mają tu swoje konta) czego dowodem może być ponad 400 fili bankόw, a także dla wielu firm, ktόre mają tu swoje siedziby, jak np. ponad 80-ciu towarzystw ubezpieczeniowych. Tutaj zarejestrowanych jest taka ilość promόw pasażerskich i statkόw, że gdyby przypłynęły tu wszystkie tego samego dnia, nie zmieściłyby się w żadnym z portόw. Gdy już myśleliśmy, że wszystkie „wstępne” trudności mamy poza sobą, okazało się, że czeka nas jeszcze jedna „niespodzianka”. Kiedy zgłodnieliśmy poszliśmy do dość dobrze wyglądającej restauracji w raju (Paradise Island) z nadzieją, że w miarę szybko coś zjemy w rozsądnej cenie. I to był nasz błąd. Pomimo, że w restauracji zajętych było tylko kilka z kilkudziesięciu stolikόw, musieliśmy odczekać około 45 minut zanim leniwym, choć tanecznym krokiem, podszedł do nas kelner. Wystarczyło kilkadziesiąt minut na „przyjęcie zamόwiena”. I znόw zaczął się okres oczekiwania (wyczekiwania?). Było to jednak ponad nasze siły (czytaj: nerwy). Po 30 minutach wyszliśmy z restauracji. Poszliśmy na pizzę, ktόra choć kilkakrotnie droższa niż w Stanach, smakowała nam znakomicie (a może po prostu byliśmy głodni?). Następnego dnia rozmawialiśmy na plaży z turystką z Anglii, ktόra pomimo, że miała wykupiony (zapłacony) tydzień pobytu w luksusowym hotelu na Paradise Island, postanowiła skrόcić swόj pobyt do 3 dni, gdyż stwierdziła, że proszenie o czysty ręcznik w hotelu opłacanym ponad $500 za dobę i nie otrzymanie go przez 2 dni, to ponad jej siły. Wygląda na to, że nie tylko my już więcej nie wybierzemy się do Nassau. Lecąc z Miami na Florydzie do Nassau, siedziałem w niewielkim samolocie cały czas przy oknie z kamerą w ręku, przygotowany na coś niezwykłego, jako że wlecieliśmy w tzw. Trόjkąt Bermudzki. Nie widziałem UFO, ani nawet tajemniczych mgieł. Myślę, że ten cały Trόjkąt Bermudzki jest przereklamowany, a na dodatek dopiero po kilkudziesięciu minutach poszukiwań znalazłem jakiegoś członka straży granicznej, ktόry bardzo się zdziwił, że chcę aby mi wstemplował w paszport pieczątkę (trόjkątną!) z Bahamόw. Uległ mojej prośbie po jakimś czasie, a wyraz zdumienia na jego twarzy utrzymywał się do czasu opuszczenia przez nas terenu portu lotniczego.

 

 

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *