Singapur – Miasto Lwa
Lecąc do Singapuru nie zdawałem sobie sprawy z przeżycia jakie spotka mnie tam jeszcze przed lądowaniem. Siedząc przy oknie (w samolocie) w pewnym momencie ujrzałem fale morskie kilkadziesiąt metrów pod nami, a jak samotol jeszcze obniżył lot pomyślałem przez chwilę, że wylądujemy na wodzie. Pas lotniska ujrzałem jak byliśmy kilka metrów ponad nim, na sekundy (dosłownie !) przed lądowaniem. Było to moje pierwsze takie doświadczenie życiowe. Nazwa Singapur pochodzi od dwóch sanskryckich słów: singa (lew) i pura (miasto), stąd czesto używana jest nazwa Miasto Lwa. Znanym symbolem Singapuru jest wizerunek posągu Merlion. Singapur został najpierw wydzierżawiony w 1819 roku jako placówka handlowa od sułtanatu Johor przez Kompanię Wschodnioindyjską. W 1826 roku Brytyjczycy kupili Singapur od sułtana. Nikt wtedy nie przypuszczał, ze Singapur stanie się najbardziej, po Japonii, rozwiniętym państwem Azji. Nie każdy też wie, ze gospodarka opiera się tu głównie na usługach (finansowych), turystyce, oraz na przemyśle petrochemicznym, stoczniowym i tekstylnym. Bardzo szybko rozwija się przemysł elektrotechniczny i elektroniczny. W kraju ma swoją siedzibę 170 banków oraz 80 towarzystw ubezpieczeniowych. Żywność jest w większości importowana, gdyż rolnictwo i rybołówstwo są dość słabo rozwinięte. Dlatego ceny żywności są tu bardzo wysokie. Przekonałem się o tym pijąc pierwsze piwo (Tiger – bardzo dobre), kiedy przyszło do płacenia rachunku. Jedzenie w Singapurze jest bardzo „specyficzne” jak na gusty europejczyka. Pomimo, że obydwoje z żona lubimy jedzenie „orientalne” znalezienie czegoś „jadalnego” było nie lada wyzwaniem. Skończyło się na znalezieniu kilku typowo amerykańskich restauracji i korzystaniu z nich przez czas pobytu na wakacjach. Państwo Singapur położone jest na wyspie Singapur o powierzchni 572 km² wraz z grupą otaczających ją 54 wysepek. Mieliśmy okazjęodwiedzenia kilku z nich. Prawie całodzienna wyprawa na wyspę Kusu zaczęła się w porcie gdzie wsiedliśmy na prom, który po prawie dwóch godzinach dowiózł nas na tę maleńką wyspkę. Dlaczego na nią? Bo przeczytaliśmy w jednym z przewodników, że będąc w Singapurze należy odwiedzić świątynię Tua Pek Kong i „złożyć respekt” dla czczonych tutaj … żółwi. Sprawi to, że życie będzie długie (ponieważ żółwie są długowieczne?) i dobre (bo … nie bardzo wiemy do dzisiaj dlaczego). Zdecydowaliśmy się więc na tę wyprawę i wcale tego nie żałujemy. Sama wysepka malutka, ale bardzo zadbana, a ludzie którzy tu przybli zapewnie (tak jak my) w celu sprawdzenia, czy ta „przepowiednia” działa byli również bardzo mili i serdeczni. Doszliśmy wiȩc do wniosku, że jak być żółwiem, to tylko na wyspie Kusu. Spędziliśmy też dzień na wyspie Sentosa, która jest dla singapurczyków miejscem weekendowego wypoczynku. Dostaliśmy się na wyspę …. kolejką linową. Zaliczyliśmy ścieżkę smoka, przejechaliśmy się koleką jednoszynową, „posłuchaliśmy” i popatrzyliśmy – po raz pierwszy w życiu – na „grające” fontanny, które w rytm muzyki wznosiły i opadały strumienie wody na różne wysokości. Widzieliśmy później podczas kolejnych podróży po świecie wiele różnorodnych fontan, ale te na zawsze zostaną w naszej pamięci. Nie odmówiliśmy sobie wstępu do części wyspy gdzie fruwało bardzo dużo różnokolorowych motyli, a tkaże odwiedziliśmy olbrzymie akwarium z niezliczoną ilością egzotycznych (dla nas) ryb. Znaleźlismy też palmóę nad brzegiem morza, która rosła tak, jak pozwalały jej na to wiatry, czyli pod pewnym kątem nachyloną w stronę wody…. Widzieliśmy ludzi, którzy przyjechali tu gromadnie na rodzinny piknik i takich, którzy lubią pobiegać, czy też pojeździć na rowerze. Pobliskie plaże zapełnione były tymi, którzy lubią kąpiele słoneczne, a kąpieliska – zapełnione tymi, którzy lubią sporty wodne. Wróciliśmy na stały ląd mostem łączącym Sentosę z Singapurem. Kiedyś wyspę porastały wilgotne lasy równikowe i zarośla rozciągnięte wzdłuż wybrzeży oraz na brzegach rzek. Wykarczowano je jednak pod zabudowę szybko rozwijającego się miasta-państwa. Obecnie pozostałości tej naturalnej roślinności zajmują zaledwie kilka procent powierzchni kraju i w większości są chronione w rezerwatach. Charakterystycznym zwierzęciem dla Singapuru jest małpa wąskonosa – makak. Poza tym w całym kraju żyje wiele gatunkow ptaków, gadów (m.in. pytony), ponad 350 gatunków motyli, a w przybrzeżnych wodach liczne gatunki ryb i skorupiaków. W zabudowie Singapuru przeważają wysokie wieżowce. „Sercem” miasta jest stara dzielnica kolonialna. Znajdują się tu nie tylko gmachy rządowe ale i kościoły, hotele, kluby sportowe, luksusowe domy mieszkalne oraz nowoczesne drapacze chmur. Do zabytków z czasów kolonialnych należy m. inn. (odlana z brązu) statua Tomasa Stamforda Rafflesa, neogotycka katedra św. Andrzeja i budynek ratusza. W mieście istnieje wiele świątyń buddyjskich, taoistycznych, hinduistycznych i meczetów. Poszliśmy do dzielnicy zwanej Little India (Mała India), aby zobaczyć taką indyjską świątynię na własne oczy. Sprawia wrażenie tak bogato rzeźbionej, że aż sama myśl przychodzi do głowy: ile czsu trwały roboty przy tych rzeźbieniach i ilu pracowało przy tym artystów (przeciętnie uzdolniony człowiek nie jest w stanie stworzyć czegoś tak nieprzeciętnego). Nie mogliśmy się oprzeć podziwianiu malowideł na sufitach, a także wystroju samej świątyni. Oczywiście buty zostawiliśmy przed wejściem do samej świątyni. Muszę też wspomieć, że miejskie wieżowce o bardzo zróźnicowanej architekturze wywierają na każdym niesamowite wręcz wrażenie. Pisząc „wspomnienia” z pobytu w Singapurze nie można (nie wypada) pominąć faktu, że miasto jest tak czyste i tak bezpieczne, że chyba trudno o takie drugie na świecie. I jeszcze metro, które jest chyba najgłębiej wykopane na świecie, a równocześnie tak punktualne i czyste, że można w nim spędzić dużo czasu będąc caly czas pod wrażeniem „inności” tego miejsca. Jak narazie żadne metro które miałem okazję widzieć (z którego miałem okazję korzystać) nie dorównuje „do pięt” temu w Singapurze. Bardzo surowy i rygorystyczny system prawny, a także skutecznie egzekwowany sprawia, że przestępczość jest tutaj raczej niespotykana. Karę można zapłacić np. za wyrzucenie papierka na ulicę. Zakazane jest sprowadzanie i używanie gumy do żucia. Takiego miejsca się nie zapomina.
I just saved your webpage.